Dzisiejszy wpis będzie poświęcony wspomnieniom z zeszłorocznej majówki. W dobie pandemii nachodzą mnie różne refleksje dotyczące podróżowania. Czy już nigdy nie będziemy podróżować jak przed pandemią?
Czy dostęp do każdego zakątka świata będzie ograniczony przez wzgląd na strach przed nowym wirusem? Jaka będzie „nowa normalność”? Ciężko na dzień dzisiejszy odpowiedzieć na te pytania, dlatego zamiast zanurzać się w wir swych myśli, postanowiłem podzielić się z Wami reportażem ze spontanicznego wyjazdu do Monachium. Mam nadzieje, że już niedługo będę znów mógł wsiąść w pociąg, samolot czy nawet na latający dywan
i obiektywem polować na ciekawe kadry.
Zaproszenie do Tyrolu otrzymane od bliskiego znajomego tydzień przed majówką było dla mnie totalnym zaskoczeniem. Jako że zaraz po fotografii moją pasją są wędrówki górskie, to nie zastanawiałem się dwa razy nad odpowiedzią. Moja wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach i podpowiadała mi jak niesamowite pejzaże mogą zostać uwiecznione. Powiem szczerze, że niewiele się myliłem, ale podziwianie Austriackiego cudu natury na zdjęciach pozostawię Wam na inny wpis.
Korzystając z okazji, że w Niemczech tego dnia obchodzono Święto Pracy, postanowiliśmy ze znajomym złapać szybki pociąg do Monachium. Pogoda tego dnia dopisywała, dlatego też przez cały dzień ani na chwilę nie chowałem aparatu do plecaka. Pierwsze kadry mojego reportażu zostały uwiecznione na Hauptbahnhof, czyli Dworcu Głównym. Od początku moim założeniem było oddanie klimatu miasta poprzez skupienie uwagi na ludziach, dlatego też zdjęcia architektury będą tylko dodatkiem. Wystukując pierwsze kroki w rytmie monachijskiego tętna ulic nasze stopy poprowadziły nas do Karlsplatz. Od razu można było odczuć, że kalendarz wskazuje na dzień wolny od pracy. Sklepy były zamknięte, natomiast na brak ludzi nie było można narzekać. W tłumie mieszkańców jak i zapewne turystów można było spotkać wielu artystów ulicznych. Natknęliśmy się nawet na muzyków peruwiańskich, których możecie kojarzyć z występami w najbardziej obleganych polskich kurortach. Na szczęście tym razem nie raczyli nas oklepanym jak kotlet niedzielny
„El Condor Passa”, a przeróbkami aktualnych hitów. Kolejny cel – Max-Joseph-Platz, gdzie spotkaliśmy protest ludności wenezuelskiej. Czego on dotyczył? Do dnia dzisiejszego nie wiem, natomiast otwartość i entuzjazm tych ludzi zapalił we mnie ciekawość do ich kultury. Reszta czasu upłynęła nam na beztroskim chłonięciu klimatu Monachium i łowieniu ciekawych kadrów.
Gdy dzień chylił się ku zachodowi słońca postanowiliśmy wybrać się w stronę wiaduktu Hackerbrücke.
Miejsce oblegane jest przez młodych monachijczyków, którzy szukają czillu szeroko pojętego Dla nich to miejsce jest jak dla nas ławeczka w parku i chwała ich wyborowi! Dzięki nim zdjęcia nabrały jeszcze głębszego streetowego smaczku.
Jeśli miałbym podsumować moje odczucia po dniu spędzonym w Monachium, to na pewno wyrażałyby się
w dwóch słowach: ciekawość i niedosyt. Klimat miasta mocno mnie urzekł, a mnogość tematów do reportaży ulicznych sprawia, że z pewnością jeszcze tam wrócę. Jedynie smutną refleksję pozostawił we mnie widok ludzi zatopionych w ekranach swoich smart fonów, co starałem się oddać na poszczególnych zdjęciach.
Zapraszam do zapoznania się ze zdjęciami poniżej 😉